Rozmowa z wielkim pasjonatem futbolu, znającym polskie i angielskie realia. Trener z licencją UEFA B, aktualnie prowadzący angielski klub Balham FC. Osoba, która bardzo wiele dobrego wniosła do skautingu w Polsce, poprzez pracę jako skaut między innymi w Wiśle Płock.
Założyciel “Ty też masz szansę” – skautingowego projektu, mającego na celu pomoc młodym, utalentowanym piłkarzom z niższych lig w zaistnieniu na piłkarskich salonach. Emil Kot w rozmowie
z Rafałem Warchołem opowiedział nam o swoim dotychczasowym życiu, którego dużą i ważną część stanowi piłka nożna.
Emil Kot rozpoczął swoją przygodę z piłką nożną od siódmego roku życia, przechodząc praktycznie wszystkie szczeble młodzieżowe i dziecięce polskiej piłki. Na liście klubów, w których grał Emil znajdują się Marcovia Marki, Polonia Warszawa. Polfa Tarchomin, czy Dolcan Ząbki. Niestety w wieku 16 lat, po debiucie na poziomie IV ligi, przytrafiła mu się bardzo częsta kontuzja wśród osób grających w piłkę – zerwanie więzadła krzyżowego w lewym kolanie. W tym przypadku wraz z uszkodzoną łąkotką i kością piszczelową. Próby powrotu okazały się nieskuteczne i przygoda z piłką zakończyła się na kilku występach na tym poziomie rozgrywek. Kolejnym krokiem było podjęcie decyzji zrobienia pierwszych kursów trenerskie. Dzięki uprzejmości i staraniom trenera Jarosława Wojciechowskiego zaczął pracę
w akademii Marcovii Marki, pozostając w ten sposób przy pracy w futbolu.
Następnymi etapami było dołączenie do KS Pniewo występującego wówczas w klasie okręgowej, Na tym poziomie Kot był jednym z najmłodszych trenerów w Polsce prowadzących drużynę seniorów, mając raptem 21 lat. Później przyszła przygoda z odradzającą się w IV lidze Polonią Warszawa, jako asystent Piotra Dziewickiego, uzyskując awans ligę wyżej. Ostatnie siedem lat działalności odbywał już w Anglii, będąc zaangażowanym zarówno w skauting,
jak i w pracę szkoleniową. – Przede wszystkim jestem trenerem, od tego trzeba zacząć, a skauting jest w zasadzie moim hobby, pasją. Czymś dodatkowym, czego nie traktuje na tyle poważnie, aby w przyszłości z tego żyć i zajmować się w pełni. Ze względu, że mam 32 lata, jestem na bardzo wczesnym etapie trenerki, mimo tego, że mam ponad dziesięć lat doświadczenia w tym zawodzie. Uważam, że dalej mam czas na rozwój, Sporo czasu przede mną i wydaje mi się, że idę w dobrym kierunku. Moim założeniem na najbliższe pięć lat to dojście do poziomu profesjonalnego Football League Two – mówi nasz rozmówca.
Liczba klubów i organizacji w Wielkiej Brytanii, z którymi nasz rozmówca współpracował, jest spora. Większą znaną marką jest na przykład West Ham United, gdzie jako scout na poziomie predevelopment, poszukiwał do akademii zawodników w zachodnim Londynie w kategorii U8-U12. Wśród nich znajduje się również autorska inicjatywa, PFC Victoria Londyn – drużyna, którą Emil Kot założył wraz z grupą znajomych. – To polski zespół, w którym z Robertem Błaszczakiem mocno odcisnęliśmy piętno. Zrobiliśmy dwa awanse, zaczynając z 13. ligi. Do tego wygraliśmy dwa lokalne puchary, a dzięki wynikom byliśmy dość mocno znanym klubem w zachodnim Londynie. Niestety w pewnym momencie coś pękło i nadszedł czas rozstania.
Głowa naszego rozmówcy jest pełna pomysłów, o czym świadczy, chociażby działający od kilku lat twórczy projekt Emila “Ty też masz szansę”, który daje okazję pokazania się trochę szerszej publiczności chłopakom z niższych lig.
– Początki sięgają 2014 roku. Jest to głównie związane ze skautingiem, choć osobiście nie jestem zaangażowany od tej strony, ze względu, że nie ma mnie w kraju. Mamy natomiast sieć skautingu, która pracuje na projekt i to ona wyszukuje tych chłopaków, a następnie ja dobieram już składy na mecz. Do mnie należy domykanie tematów, organizacja eventu, pozyskiwanie sponsorów, czy funduszy. Dużo więcej pracy marketingowej, a nie czysto skautingowej – wyjaśnia Kot.
Sam siebie traktuje jako trenera, a nie skauta, co bardziej traktuje z pasji. Czemu więc nie chciałby przeobrazić jej
w swój zawód? – Praca szkoleniowa i skauting są moją pasją w podobnym stopniu. Jednak lepiej czuję się
z zawodnikiem na boisku, niż siedząc na trybunach i oglądając mecz za meczem w poszukiwaniu gracza do danego klubu lub akademii. To dlatego, że mogę go rozwijać w treningu, rozmawiać z nim, zainspirować, zmotywować.
Mam większy wpływ na to, co się dzieje.
Dlaczego zatem zdecydował się na drugą z wyżej wspomnianych dróg w świecie piłki? – Lubię tego typu przypadki, gdy mało znany zawodnik przebija się przez wszystkie szczeble, debiutując w Polsce, czy za granicą. Cieszyłem się tym, dlatego też w przeszłości lubiłem grać w Championship Manager i dążyć do tego, żeby takie historie miały miejsce. Sam szukam mało oczywistych, mało znanych piłkarzy, których mogę wprowadzić jako trener do zespołu.
W idealnym świecie fajnie były połączyć te dwie funkcje, czyli być takim trenerem do rozwoju talentu pracując przy pierwszym zespole w klubie.
Skupiając się na skautingu, Emil jest osobą, która ma styczność z rynkiem polskim i angielskim. Nie mogliśmy nie zapytać o jego perspektywę i spojrzenie na elementy, porównawcze między nimi oraz gdzie i jakie widzi pojawiające się różnice.
Różnic jest bardzo dużo, przede wszystkim organizacja pracy i jej zakres. W Anglii skauting jest oparty o wolontariuszy i każdy skaut, który pracuje w większości akademii, dużych klubach lub mniejszych na poziomie seniorskim, nim właśnie jest
Polskie kluby coraz śmielej stawiają na intensyfikację działań w zakresie siatki skautingowej, licząc na wyszukanie perspektywicznych zawodników i zawodniczek, których następnie mogliby pod swoimi skrzydłami rozwijać. Znając funkcjonowanie od środka, nasz gość podzielił się sposobem działania w ekstraklasowej drużynie “Nafciarzy”. Czy na krajowym podwórku zmierza to w dobrą stronę, czy może jednak popełniamy wciąż wiele błędów?
– Wielu ludzi nie rozumie tego, jak to działa na zachodzie. Dlatego w Wiśle Płock starałem się wprowadzić angielski model skautingu. Mieliśmy ponad sto osób w pierwszej fazie poszukiwania skautów do akademii i klubu, gdzie wszyscy działali na bazie wolontariatu, doskonale o tym wiedząc. Szkoliliśmy, mieliśmy spotkania, rozwijaliśmy tych ludzi, staraliśmy się wytłumaczyć ten proces. Chcieliśmy dać jak najwięcej narzędzi oraz wiedzy i podzielić się nią, żeby coś pozytywnego z tego wolontariatu dla siebie wyciągnęli. Po roku pracy skróciliśmy listę do trzydziestu osób, moim zdaniem najbardziej zaangażowanych z odpowiednim potencjałem, dobrą komunikacją międzyludzką. Z tej grupy siedem osób dostało jedną czwartą etatu. Gdy pracowałem w West Hamie, byłem wolontariuszem, moi znajomi też. Dla Polaka wolontariat jest największą karą. Nie wiem czemu, ponieważ sam tak działam już wiele, wiele lat. Być może panuje trend, że ludzie nie chcą pracować za darmo. Ja sobie powtarzam, że prędzej, czy później przyjdzie taki dzień, że podpiszę profesjonalną umowę w Anglii. Wtedy będę zajmował się wyłącznie piłką i niczym innym. To przyjdzie, tylko trzeba sobie na to zapracować. Poświęcić czas na kursy, odbyć praktykę na boisku z zawodnikami, najlepiej w różnych zespołach na różnych poziomach. Żeby dostać się do etapu zarobkowego, trzeba poświęcić przede wszystkim czas, przepychać się łokciami, nieraz czekać kilka lat. Czasami nawet to nie wystarcza.
Mam znajomych pracujących w skautingu przy piłce seniorskiej League One, League Two. Tam football oparty jest o siłę wolontariuszy i ludzi w niego zaangażowanych bez korzyści majątkowych. Liczy się po prostu pasja, którą ci ludzie mają w sobie. Możesz porozmawiać na temat meczu Chelsea, Fulham, Brentford z panią, która ma 58 lat w sklepie i ona powie Ci, w jakiej formacji grali, jaki był przebieg meczu, czemu trener ściągnął tego, a nie drugiego skrzydłowego. Będzie dyskutowała, bo ogląda setki takich meczów w ciągu ostatnich kilkunastu lat
Jak zaznacza Kot w Polsce działa to na zasadzie, że przychodzą ludzie, którzy od razu na coś liczą. Nie ma odpowiedniej kolejności, czyli początkowego wykazania się, a dopiero później należnego otrzymania. Co ważne, jeżeli dyrektorzy, czy prezesi decydują się na opcję opartą o wolontariat, to muszą w zamian zaoferować coś innego. To nie kosztuje krocie, a dla klubu Ekstraklasy, w skali ogromnego budżetu rocznego, koszta są naprawdę niskie.
Mowa tu o podarowaniu koszulki klubowej, ufundowania kolacji, hotelu dla grupy skautowej, zaplanowanie wyjścia na miasto lub mecz. Także organizacja szkolenia z prelegentami. Takie rzeczy pozwalają budować tę tożsamość, zażyłość.
Ludzie chcą dołączać. Mamy skautów w całej Polsce, wiem, że niektórzy są kibicami Legii Warszawa, Stomilu Olsztyn, Lechii Gdańsk, czy Śląska Wrocław. Po tych dwunastu miesiącach pracy w Wiśle Płock widzę, że żyją Wisłą, ponieważ są bliżej klubu. Zaczynają czuć klimat, byli na kilku meczach, poznają ludzi. Zapominamy w Polsce o otwartości,
a budujemy zbyt wielkie mury dla takich zwykłych pasjonatów. Oni żyją lokalną piłką i wiedzą co się dzieje. Jeśli będziemy mieli zatrudnionych takie osoby w klubach, będzie żyło i pracowało się łatwiej
Pojawia się natomiast pytanie, czy w takim razie nie warto jednak w modelu biznesowym klubów ująć utworzenie
i wprowadzenie siatki skautingowej z wypłacaniem odpowiedniego wynagrodzenia, w celu zaoszczędzenia wydatków przy kolejnych nietrafionych transferach? Jak wiadomo, w mniej znanych miejscowościach i lokalizacjach jest wielu świetnych, młodych i perspektywicznych zawodników, którzy czekają na swoją szansę i marzą o tym, by ktoś ich dostrzegł.
– Na efekty trzeba poczekać. Mieliśmy w Płocku jedną rozmowę z prezesem Tomaszem Marcem, w której doszliśmy do porozumienia, że dajemy sobie trzy okienka transferowe na rozkręcenie. Nawet nie chodziło o spłacenie inwestycji, ale żeby zobaczyć, w którą stronę będziemy zmierzać. Jeśli chodzi o akademię, bo tam głównie działała nasza siatka, zawodnicy, których pozyskaliśmy, chociażby w ostatnich kilkunastu miesiącach, czy Fryderyk Gerbowski, Igor Drapiński, Tomasz Walczak, czy Marcel Błachewicz, to piłkarze z powołaniami do reprezentacji. Drugi zespół Wisły został wzmocniony ruchami z zewnątrz i powrotami wychowanków. Tu również chodziło o budowanie tożsamości. Występuje IV lidze w grupie I mazowieckiej walczy o awans, mając przy tym najmniej straconych bramek. To daje klarowne odpowiedzi, czy wykonaliśmy pracę dobrze, czy nie.
W naszej aplikacji również zależy nam mocno na skautingu. FCapp posiada arkusz oceny zawodnika oparty na publicznym dostępie, tzn. każdy może wprowadzać statystyki, dzięki czemu możliwe jest dokonywanie porównań. Opiera się to na zasadzie wolontariatu, ponieważ przykładowo kibice, czy rodzice, którzy inwestują wolny czas
i pieniądze, podczas meczu swojego dziecka mogę uzupełniać jego bardzo podstawowe statystyki. Opcja zgłoszenia się do aplikacji jako skaut, pozwala na przeprowadzenie wstępnego researchu. Zapytaliśmy Emila, jako eksperta w tym temacie, o to, jakie informacje są ważne w przedziale wiekowym między ósmym a czternastym rokiem życia. Czy twarde dane statystyczne są na tym etapie znaczące? Dla naszego rozmówcy bardzo ważnym elementem jest aspekt mentalny, czyli czy dziecko ma radość z tego co robi, czy nie ma nałożonej presji ze strony rodziców. Druga rzecz, to reakcja po stracie piłki. Wiele klubów na zachodzie zwraca uwagę na ten element, ponieważ pochodzi to
z charakteru, a trudno jest się tego wyuczyć. Mowa o tym, czy zawodnik stoi i wymachuje rękami, dyskutuje z trenerem lub rodzicem, a może wręcz przeciwnie i po prostu stara się tę futbolówkę jak najszybciej odzyskać. Istotne jest również podejście i szacunek do trenera, sędziego i kolegów z zespołu. W tym przedziale wiekowym chodzi o wyszkolenie, żeby zawodnik dobrze grał w piłkę. W obecnym futbolu ważna jest motoryka, szybkość i ogólna sprawność. Do tego dobra koordynacja i posługiwanie się futbolówką. Mając te podstawowe nawyki, może to być fundament do budowania na kolejne lata.
Trzymamy kciuki za rozwój i osiągnięcia planowanych marzeń i celów założonych przez naszego rozmówcę. Na sam koniec poprosiliśmy o jego przekaz do środowiska piłkarskiego. – Rozwijajmy się, uczmy, edukujmy, bo to jest najważniejsze i z tym jest duży problem. Sporo mówimy, a mało robimy. Bardzo często spotykam się z taką sytuacją, gdy ktoś wykupi akces do webinaru, do którego nawet nie zaglądał i wszystko przepadło, nie korzystając w sposób realny z tej wiedzy. Znajdźmy czas, nie mówmy, że go nie ma. Ja także mam wiele spraw na głowie, ale udaje mi się chwilę znaleźć, czy na konferencje, czy na książkę w samolocie. Takie słuchanie w podróży może nam pozwolić na wyciągnięcie czegoś wartościowego. Weźmy się do roboty, a nie szukajmy problemów dookoła – kończy stanowczo Emil Kot.